Nie będzie wpisu powitalnego o tym, jak bardzo nie lubię wpisów powitalnych.
Szybkie dygnięcie nóżką jednak, czyli krótko o mnie. I mimo, że nie jest to aplikacja o posadę asystentki dyrektora, dodaję też fotkę. Aa, miejcie coś od życia.
Niedawno ukończyłam 21 lat, czyli tę magiczną barierę, po której można używać przeciwzmarszczkowego kremu z koziego mleka, a czas biegnie szybciej niż zwycięzcy maratonów dla niepełnosprawnych. Studiuję, pracuję i pasjami zajmuję się tłuczeniem szklanek. Nie wierzę w karmę, bo gdybym znajdowała tyle samo, ile gubię, już dawno chodziłabym na espresso z podwójnym mlekiem (spienionym, średnio ciepłym) z Kulczykiem. Jestem tzw. człowiekiem wysokiej stymulacji – czyli gdybym chciała spełnić wszystko, co mi się kiedykolwiek zamarzyło, nie starczyłoby mi nawet siedmiu kocich żyć. A nie posiadam ich niestety – jedyną kocią rzeczą, którą posiadam, są oczy. I ruchy, jak się bardzo postaram. I zwyczaj chadzania własnymi ścieżkami (czasem też przycinanie się drzwiami podczas próby ucieczki, ale to z tych mniej chlubnych).
Mentalna żona Woody’ego Allena, zapalona kawoszka, pasjonatka teatru, żeglarstwa, Mazur, zwyciężczyni między-gimnazjalnego konkursu na Mistrza Ortografii, uwielbiająca hiszpańską kulturę, samorozwój, tajniki psychologii (mowa ciała!) i wszystko, co angielskie – a najbardziej herbatę, Dużego Bena, nienarodzone dziecko księżnej i akcent. Nawet francuski nie dorównuje angielskiemu…
chyba.
Studentka stosunków międzynarodowych – chociaż szczerze powiedziawszy, to z tych trzech słów najprawdziwsze jest u mnie “studentka”. Piszę wszędzie, gdzie się da, tam gdzie się nie da, też – na kartkach, papierowych torebkach, metkach od ubrań i portfelu. Dla dobra lasów powstał więc ten blog. A jeśli i Ty chcesz być (eko)logiczny, w jego rozwoju możesz mi pomóc, komentując.
Bardzo mnie cieszy kontakt z czytelnikami, dlatego w razie jakichkolwiek sugestii, pytań, komentarzy dzwońcie, piszcie, walcie w kaloryfer albo puszczajcie znaki dymne! 😉
Z wyrazami blogowości,
Citrrus.