Citrrus

Citrrus, czyli Martyna Pachucka

Niedawno ukończyłam 21 lat, czyli tę magiczną barierę, po której można używać przeciwzmarszczkowego kremu z koziego mleka, a czas biegnie szybciej niż zwycięzcy maratonów dla niepełnosprawnych. Studiuję, pracuję i pasjami zajmuję się tłuczeniem szklanek. Nie wierzę w karmę, bo gdybym znajdowała tyle samo, ile gubię, już dawno chodziłabym na espresso z podwójnym mlekiem (spienionym, średnio ciepłym) z Kulczykiem. Jestem tzw. człowiekiem wysokiej stymulacji – czyli gdybym chciała spełnić wszystko, co mi się kiedykolwiek zamarzyło, nie starczyłoby mi nawet dziewięciu kocich żyć. A nie posiadam ich niestety – jedyną kocią rzeczą, którą posiadam, są oczy. I ruchy, jak się bardzo postaram. Oraz zwyczaj chadzania własnymi ścieżkami (czasem też przycinanie się drzwiami podczas próby ucieczki, ale to z tych mniej chlubnych).

Aktywna radiowa redaktorka, raczkująca pasjonatka w dziedzinie social media, mentalna żona Woody’ego Allena. Zapalona kawoszka, gramatyczna nazistka, pasjonatka teatru, żeglarstwa, Mazur, zwyciężczyni między-gimnazjalnego konkursu na Mistrza Ortografii, uwielbiająca hiszpańską kulturę, samorozwój, tajniki psychologii (mowa ciała!) i wszystko, co angielskie – a najbardziej herbatę, Dużego Bena, nienarodzone dziecko księżnej i akcent. Nawet francuski nie dorównuje angielskiemu…
chyba.

Studentka stosunków międzynarodowych – chociaż szczerze powiedziawszy, to z tych trzech słów najprawdziwsze jest u mnie “studentka”. Regularnie ustosunkowuję się do świata – najczęściej bardzo pozytywnie. Piszę wszędzie, gdzie się da – na kartkach, papierowych torebkach, metkach od ubrań i portfelu. Dla dobra lasów powstał więc ten blog. A jeśli i Ty chcesz być (eko)logiczny, w jego rozwoju możesz mi pomóc, komentując.

Bardzo mnie cieszy kontakt z czytelnikami, dlatego w razie jakichkolwiek sugestii, pytań, komentarzy dzwońcie, piszcie, walcie w kaloryfer albo puszczajcie znaki dymne! ;)

Leave a comment